24 lipca 2015

3. Glamowy Kociak.


Tawney 

 Na początku października zrobiłyśmy sobie małą przerwę. Zaoszczędziłyśmy trochę pieniędzy dzięki czemu udało nam się uregulować czynsz i kupić kilka ładnych ubrań, resztę odłożyłyśmy na życie w ciągu tygodnia naszego "urlopu". Odetchnięcie od tego wszystkiego było nam bardzo potrzebne. Nasz tryb życia, mimo wszystko był męczący. Cała noc poza domem, spanie do popołudnia, kilka godzin szykowania się, aby dobrze wyglądać i znowu w miasto. Czasami byłyśmy świadkami bójki albo afery, ewentualnie pościgu policji, ale oprócz tego było dość nudno i bez problemu można było popaść w rutynę. Przynajmniej ja miałam poczucie ciągłej monotonii, Charlotte miała to szczęście i udało jej się wyrwać do Las Vegas. Ciągle jej zazdrościłam tego wyjazdu. Mogłabym znieść nawet sypianie z tak starym facetem. Chciałam zobaczyć kawałek świata. Urodziłam się w Los Angeles i czułam, że już na zawsze tutaj zostanę, że mimo moich marzeń i pięknych wizji nigdy nie będę miała okazji, aby stąd wyjechać, chociażby na tydzień czy dwa. 
Musiałam więc zadowolić się spacerowaniem po innych częściach L.A. Zazwyczaj przesiadywałyśmy tylko na Alei Gwiazd, czasami na słynnym Sunset Strip, które powoli przyprawiało mnie o odruch wymiotny. Musiałam nieźle się wysilić, aby coś tam zarobić, a wszystko przez pieprzone narkomanki, które zaniżały ceny. Czasami zdarzało się, że facet proponował mi osiem dolarów. Na Alei Gwiazd nigdy coś takiego mi się nie przytrafiało. Tam kręciło się dużo mężczyzn z grubym portfelem, poza tym nie byli skąpi i chętnie dawali mi napiwki, czasami nawet jakieś zioło albo po wszystkim zapraszali mnie do drogiego baru na wino. Zazwyczaj można było z nimi porozmawiać, nie to co z tymi frajerami z zawyżonym ego, którzy nie mieli za grosz szacunku. Owszem, zdawałam sobie sprawę z tego, że mój zawód jest powszechnie potępiany, ale mimo to uważałam, że mężczyźni powinni zwracać się do mnie z jakąkolwiek rewerencją.

Charlotte stwierdziła, że chętnie wybrałaby się na plażę. Chętnie przystałam na tę propozycję, bo już od kilku miesięcy nie kąpałam się w morzu.
Wsiadłyśmy więc w busa i pojechałyśmy na jedną z plaż. Ludzi było mnóstwo, po prostu istny wysyp. Zajęłyśmy miejsce najbardziej oddalone od morza, tuż obok staruszki z wnuczkiem i młodego małżeństwa. Charlie od razu popędziła w stronę wody, a ja tuż za nią. Wcześniej jeszcze tylko poprosiłam emerytkę siedzącą obok o to, aby zerknęła na nasze rzeczy. W takich miejscach aż roi się od złodziei.
W wodzie zachowywałyśmy się jak pięciolatki. Chlapałyśmy się wodą i podrywałyśmy facetów pływających obok nas, z czego miałyśmy niezły ubaw.
W domu byłyśmy dopiero po dziewiętnastej.
- Chętnie bym gdzieś wyszła. Czuję, że zanudzimy się siedząc tutaj całą noc - powiedziała Charlie.
- Ja tak samo... Ale nie będziemy zarabiać, od tego faktycznie chcę mieć przerwę. Możemy pójść do jakiegoś baru - zaproponowałam, a moja przyjaciółka od razu przystała na tę propozycję.
Znowu zaczęło się przygotowywanie. Udało mi się namówić Charlotte na delikatny make up. Uwielbiałam ją malować, miała taką idealną cerę i piękne, długie rzęsy... Moje były niemal niewidoczne więc nie wyobrażałam sobie wyjścia gdziekolwiek bez chociażby odrobiny tuszu.
- Tawney, miał być delikatny! - oburzyła się blondynka, gdy zobaczyła moje dzieło.
- No przecież jest delikatny, nie masz na sobie ani grama pudru ani bronzera, to już coś.
- Ale te oczy... Chcesz ze mnie zrobić wiedźmę - skwitowała.
Przed szafą znowu zapanowała trzecia wojna światowa. Ostatecznie obie wskoczyłyśmy w krótkie spodenki, cienkie rajstopy, pierwsze lepsze koszulki i szpilki.
Nie miałyśmy konkretnego planu co do tego, gdzie chcemy się wybrać. Błąkałyśmy się więc po okolicy, aż dotarłyśmy na Skid Row. Od razu chciałam zawrócić, ale Charlotte uparła się, żeby trochę połazić po tym nieszczęsnym terenie. Myślała, że uda jej się znaleźć Gianę. Nawiasem mówiąc zastanawiałam się wtedy nad tym czy ta dziewczyna jeszcze żyje.
- Charlie, myślisz, że uda Ci się znaleźć tę laskę pośród tak wielkiego tłumu bezdomnych? - spytałam nie mając najmniejszej ochoty na spacerowanie po tej dzielnicy.
- Przecież jeśli jest tutaj to spotkamy ją w tym miejscu, gdzie zawsze, więc tylko tam dojdziemy i jeśli jej nie będzie to możemy wracać.
- O rany, czemu akurat teraz chcesz się z nią spotkać? Miałyśmy spędzić trochę czasu razem, a tymczasem chodzimy tutaj i szukamy dziewczyny, która być może już rozkłada się kilka metrów pod ziemią - mruknęłam nieprzyjemnym tonem.
- Och, nie mów tak, przecież widziałyśmy ją kilka dni temu i wyglądała całkiem nieźle. Dzisiaj o niej myślałam i jeśli jej nie zobaczę to będę przez cały czas niespokojna. Chcę się tylko upewnić, że wszystko z nią w porządku - powiedziała z takim przejęciem, że nie mogłam nagle tupnąć nogą i wrócić więc nadal maszerowałam za swoją przyjaciółką licząc na to, że niebawem będziemy na miejscu, bo szpilki nie były zbyt odpowiednim obuwiem na długie przechadzki.
Ostatecznie znalazłyśmy Gianę w jednej z opuszczonych kamienic, w której to pomieszkiwała wraz z kilkoma innymi osobami. Od dwóch dni była na przymusowym odwyku, bo nie miała ani grosza na narkotyki. Nie rozumiałam ludzi, którzy doprowadzali się do takiego stanu. Wstrzykiwanie heroiny to największe świństwo jakie można zrobić. Nie byłam święta, ale cały czas to ja miałam kontrolę nad narkotykami, a nie one nade mną, poza tym trzymałam się z daleka od strzykawek.
- Droga na Sunset zajmie nam ze dwie godziny... Nie chcę mi się iść taki kawał, może pojedziemy taksówką? - zaproponowała Charlie.
- Wiesz ile to kosztuje? Mam lepszy pomysł - odparłam po czym stanęłam przy ulicy i wystawiłam kciuka. Byłam pewna, że ktoś się zatrzyma. Nie raz i nie dwa w ten sposób docierałam do domu z drugiego końca miasta. Całkowicie za darmo.
Po dziesięciu minutach zatrzymała się koło nas dwójka chłopców w czarnym Chevrolecie. Zapytali gdzie nas podwieźć, a kiedy ich poinformowałyśmy stwierdzili, że mamy wsiadać, bo to po drodze.
W samochodzie słuchaliśmy przebojów disco, bo rozmowa jakoś nam się nie kleiła. Dowiedziałyśmy się tylko, że Ci pomocni panowie mają na imię Ben i Chris oraz że studiują ekonomię. Musieli mieć bardzo nudne życie.
Przejażdżka trwała jakieś trzy kwadranse, w normalnym tempie zajęłoby nam to dziesięć minut mniej, ale Chris był bardzo przewrażliwiony i za nic w świecie nie chciał przyspieszyć. Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce studenci zażyczyli sobie zapłaty w postaci cmoknięcia w policzek. Obie szybko ich cmoknęłyśmy, po czym ruszyłyśmy w stronę najbliższego baru, w którym ceny nie były jak z kosmosu, ale w tej dzielnicy nie było trudno o takie miejsce, toteż kilka minut później znalazłyśmy się w wielkim, obskurnym miejscu. Ludzi było mnóstwo, ale udało nam się znaleźć miejsce przy samej scenie, na której przygrywały sobie jakieś glam pizdy w skórzanych wdziankach i tapirze większym od tego, który niegdyś każdego dnia widziałam na głowie mojej cioci.
Zamówiłyśmy jedno z najtańszych piw, które mimo swojej ceny wcale nie smakowało jak gazowany, gorzki sok jabłkowy.
- Kiedy chcesz wrócić do pracy? - spytała Charlie.
- Na razie mi się nie spieszy. Wydatków nie planujemy, bo rachunki uregulowałyśmy więc chciałabym być z dala od tego najdłużej jak się da.
- Moim zdaniem za tydzień będziemy musiały już coś zarobić, a jeśli każdego dnia będziemy siedzieć w barach to nawet wcześniej - stwierdziła.
- Nie rozmawiajmy już o tym. Jak pieniądze będą się kończyć to wtedy będziemy o tym myśleć.
- Masz rację - powiedziała Charlotte.
Dla zabawy postanowiłyśmy poflirtować z dzisiejszą gwiazdą tego baru. Uśmiechałyśmy się do śmiesznych typków, którzy wylewali siódme poty, po to aby ktoś w końcu zwrócił uwagę na ich występ. Gdy zauważyli, że ich obserwujemy zaczęli się strasznie popisywać, a my miałyśmy niezły ubaw z ich starań. Wokalista wyginał się na wszystkie strony, niewiarygodnie obciążał swoje struny głosowe (założę się, że następnego dnia nie mógł mówić) i co chwilę się do nas uśmiechał. Perkusista był zajęty swoimi bębnami i niewiele poza nimi go interesowało, natomiast jednego z dwóch gitarzystów poznałam. Był to Andy, z którym zapoznałyśmy się na Alei. Wyglądał tak, jakby miał wszystko gdzieś, od niechcenia uderzał w struny i co jakiś czas wstrząsnął włosami. Obok niego stał kolejny dziwak, który podobnie jak jego kolega - wokalista próbował zrobić na nas wrażenie. W sumie to było całkiem urocze i zabawne więc nie miałyśmy oporu przed spędzeniem z tymi facetami odrobiny czasu, gdy po występie podeszli do naszego stolika i zaproponowali nam drinka.
Andy przedstawił nam swoich kolegów, którzy mieli na imię Aaron, Carl i Isaiah.
Rozmawiało nam się całkiem miło, szczególnie z perkusistą - Carlem. Miał genialne poczucie humoru i sprawiał, że co chwilę razem z Charlie wybuchałyśmy niepohamowanym śmiechem. Żartował nawet ze swoich kolegów, zdradzając co chwilę ciekawe przygody z ich udziałem, co ewidentnie im się nie podobało, ale nie odzywali się tylko kręcili głowami z zażenowaniem.
Kiedy na kilka minut poszłam do toalety z baru zdążyła ulotnić się Charlotte razem z Andym. Tamci powiedzieli tylko, że poszli się integrować puszczając mi przy tym oczko.
Noc spędzona z trójką gwiazdek glamu była zdecydowanie ciekawym i śmiesznym przeżyciem.


Charlotte 

Kiedy Andy zaproponował mi, abyśmy wyszli na spacer byłam bardzo niemile zaskoczona. Bałam się rozmawiać z nim sam na sam. Nie przepadałam za rozmowami z mężczyznami w moim wieku, denerwowało mnie to, że zazwyczaj byli nieodpowiedzialnymi i nieokiełznanymi szczeniakami. Preferowałam raczej pogaduszki z dojrzałymi facetami.
- Cóż, Andy... Opowiesz mi coś o sobie? - spytałam, aby w końcu przerwać krępującą ciszę.
- Właściwie to nie mam na imię Andy - odparł z głupkowatym uśmiechem. - Jestem Michael, ale nie lubię tego imienia. Andy to mój aktualny pseudonim - dodał.
- Muszę przyznać, że jest bardzo oryginalny - rzuciłam sarkastycznie.
- Kiedyś wymyślę coś lepszego.
Blondyn stwierdził, że zaprowadzi mnie do "zajebistego miejsca" znajdującego się nieopodal stąd. Ostrzegł mnie, że gdy już je zobaczę nie muszę uciekać z krzykiem, bo mimo przerażającego wyglądu to bezpieczne miejsce.
W drodze Andy opowiedział mi nieco o zespole, w którym pogrywał. Robił to tylko po to, aby mieć trochę pieniędzy, bo kariera muzyczna była jedyną rzeczą, którą mógł robić w życiu.  Pochwalił się, że po zatrudnieniu się na posadzie magazyniera został zwolniony po trzech dniach, kiedy to przyszedł do pracy spóźniony trzy godziny, jakby tego było mało był kompletnie zalany. Kiedy szedł do domu spotkał na ulicy Aarona, który brzdękał na gitarze licząc na to, że ktoś wrzuci mu do kapelusza kilka centów. Postanowili zjednoczyć siły i w ten sposób powstał dwuosobowy zespolik o nazwie Kitten, która była mniej więcej tak samo pedalska jak image nowo przybyłych dwóch członków zespołu, czyli Carla i Isaiaha. To drugi z nich wpadł na pomysł glamowej charakteryzacji. Zespół miał próby w małym mieszkaniu Carla, na których grali w większości covery lub piosenki napisane przez wokalistę, które zazwyczaj opowiadały o seksie z prostytutkami i ciągłych imprezach.
Po dotarciu na miejsce znałam już wszystkie szczegóły dotyczące obecnego życia Andy'ego, nie był w tym temacie zbyt skryty, ale gdy zapytałam o to, co robił przed dotarciem do Los Angeles od razu zmienił temat.
Pomińmy to, że pomijając historię zespołu wszystkie te rzeczy słyszałam już drugi raz.
- Słuchasz jakiejś muzyki? - zapytał. 
- Tylko jeśli jestem na koncercie w jakimś barze, jak na przykład dzisiaj, ale oprócz tego nie. 
- Ja też nie. Jak mieszkałem z rodzicami to miałem mnóstwo płyt i gramofon, ale nie miałem jak tego tutaj zabrać. Poza tym nie mam nawet mieszkania. 
- Gdzie w takim razie śpisz?
- To skomplikowane - odparł zakłopotany, po czym się uśmiechnął. - Jak widzieliśmy się ostatnim razem to jeszcze mieszkałem z paroma punkami, ale kazali mi się wyprowadzić, bo nie dokładałem się do czynszu. Przedtem spałem na kartonach w jakiś opuszczonych budynkach, czasami na ulicy a jak miałem szczęście to jakiś nowo poznany koleś mnie przenocował. Aktualnie mieszkam tutaj, ale zapewne nie potrwa to długo, bo jeśli zobaczy mnie tutaj jakiś policjant to od razu dadzą jakiś patrol... A jak jest z Tobą? - spytał, po czym wstał i wyciągnął spod wielkiego pudła butelkę wina. Było to chyba najtańsze wino dostępne na rynku, moja przyjaciółka je uwielbiała. 
- Razem z Tawny urzędujemy w małym mieszkaniu nieopodal Skid Row, to niedaleko Alei Gwiazd. Zanim ją poznałam i zanim zaproponowała mi mieszkanie u siebie było ze mną dokładnie tak jak z Tobą. Czasami udawało mi się pomieszkać przez kilka dni u jakiegoś faceta, ale zbyt często trafiałam na strasznych dupków i ostatecznie wolałam już spać na ulicy. 
Andy poczęstował mnie winem, które smakowało mniej więcej tak jak wyciąg ze zgniłych winogron. Było paskudne i zapewne przeterminowane. Blondyn roztrzaskał je na ścianie.
- Sztuka współczesna - powiedział.


***************

Chciałam Was prosić o radę dotyczącą dodawania rozdziałów. Lepiej żebym wrzucała coś co tydzień czy co dwa tygodnie? ;)

6 komentarzy:

  1. CO TYDZIEŃ. ZDECYDOWANIE. Oczywiście o ile dasz radę.
    Z góry przepraszam, że tak późno komentuję, ale ostatnio rzadko bywam na blogerze.
    Hah! Tak myślałam, że Andy to Duff. xD Jestem zajebista. XDD
    Studenci ekonomii? Czemu od razu, że nudne życie? Studenckie życie jest zajebiste, gdy się ma kasę na jedzenie, mieszkanie i studia. Niekończące się imprezy, wieczne czyszczenie kibla...
    Giana się w końcu zaćpa. Czuję to.
    Sztuka współczesna xD Malownicza plama po winie.
    No to ja czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Twój blog w wyniku losowania znalazł się w naszej ramce z blogami polecanymi na stronie głównej Katalogowo (lewa kolumna) na okres miesiąca. Zostanie również dodany do kolejki blogów oczekujących na recenzję od Kaleid i jeśli przejdzie ją pomyślnie, wstawimy go na stałe do Polecanych :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Krzywołap
    [Katalogowo.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. No i dokończyłam dwa rozdziały. Wszystko mi się podoba, ten klimat Stanów w latach 80tych... Tylko chciałabym w sumie, żeby coś już się wydarzyło! To znaczy Charlotte i Tawney jeżdzą tu i tam, a liczę na coś przełomowego i zaskakującego. Życzę weny i pozdrawiam :)

    Insane z bylismy-szczesciarzami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. przepraszam Cię strasznie, Vureshko. Nie wiem jak do tego doszło, ale... Nie było mnie tu i nie ma dalej. Postaram się przeczytać ten rozdział i wszystko skomentować. ;____;

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli Andy to Duff, teraz już jestem pewna. Zaskoczyłaś mnie tym trochę. No i zastanawiam się, czy jego koledzy z zespołu zagoszczą na dłużej w opowiadaniu, czy też nie. Podejrzewam, że Michael będzie miał jakąś przygodę z Charlotte, niby ona nie jest zbyt chętna, ale to tak zawsze jest xd
    Lecę do następnego i przepraszam, że tak długo się tu nie pojawiałam.
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń