12 lipca 2015

2. Oh, kopciuszku, one nie są takimi dziwkami, jak ty.

Los Angeles

Charlotte 

Po podróży z lotniska w towarzystwie dwóch wielkich i ciężkich walizek wtargnęłam do brudnego mieszkania, w którym to zastałam półnagą, trzęsącą się z zimna Tawney, która spała pod oknem.
Odłożyłam swój bagaż na podłogę, zdjęłam buty na obcasie i podniosłam z drugiego końca pokoju koc, którym okryłam moją przyjaciółkę. Wolałam nie wiedzieć co działo się w domu podczas mojej nieobecności. Mieszkałyśmy w tej klitce już parę dobrych lat, a ja jeszcze nigdy nie widziałam jej w tak potwornym stanie. Modliłam się tylko o to, abym nie zastała żadnych robaków w kątach albo spleśniałego jedzenia w szafkach.
Miałam ochotę obudzić Tawny i kazać jej to sprzątać, ale dobrze wiedziałam, że po zrobieniu tego usłyszałabym tylko ciche "spierdalaj, chcę spać", więc ostatecznie sobie darowałam.
W łazience przepłukałam twarz wodą, aby nieco orzeźwić się po nużącej podróży samolotem, a później spakowałam do worka wszystkie śmieci, poodkładałam wszystkie przedmioty na swoje miejsce, aż w końcu doprowadziłam nasze lokum do względnego porządku. Gdy skończyłam było po dziesiątej rano, a Tawney zdążyła się przebudzić.
- O, a co tu tak czysto? - spytała rozglądając się po pomieszczeniu.
- Posprzątałam, nie musisz dziękować - odparłam. - Co robiłaś przez te dwa tygodnie?
- Pałętałam się trochę tu, trochę tam. Byłam na paru imprezach, poznałam kilku kolesi, było miło. A w Las Vegas? Jak tam było?
- Było genialnie - odpowiedziałam i zaraz kontynuowałam. -  Ten hotel... Był ogromny, a nasz apartament wyglądał jak cud świata. Był czysty, przestronny, luksusowy, łazienka była takiej wielkości jak całe nasze mieszkanie! W dodatku codziennie przynosili nam śniadanie i kolacje do pokoju. Rany, i jeszcze te sklepy! Na parterze było chyba z dziesięć butików, wszystko w nich było piękne i drogie. Joseph cały czas coś mi kupował, ledwo co upchałam to do walizki - dodałam z ogromnym entuzjazmem i ekscytacją w głosie, kompletnie zapominając o tym, że powinnam nadal być zła za to uroczo brudne powitanie.
- Szczęściara z Ciebie. Ah, też bym tak chciała, tylko mój mężczyzna mógłby być o jakieś trzydzieści lat młodszy od tego Josepha. Naprawdę Cię to nie obrzydzało? Ta obwisła skóra, milion zmarszczek, trochę tłuszczyku na brzuchu...?
- Nie, uwierz mi, że bywało gorzej. Niektórzy moi faceci bywali brudni, śmierdzący, pijani i Bóg wie co jeszcze, Jo był przynajmniej zadbany. - powiedziałam.
- No dobra, zostawmy to już. Dzisiaj wieczorem chcę porobić coś fajnego, wiesz, przez ten czas bawiłam się zajebiście, ale bez Ciebie to jednak nie było to samo. Dzisiaj sobie odbijemy tę przerwę - powiedziała Tawney i puściła mi oczko.
Moja przyjaciółka zrobiła sobie wyjątkowo wystawne (jak na nią) śniadanie składające się z trzech wielkich kanapek. Ja z żalem musiałam odmówić, gdy zapyta czy mi również ma zrobić. Po tym wyjeździe czułam się grubo, w Vegas cały czas coś jadłam kompletnie zapominając o tym, że zarabiam swoim ciałem i muszę o nie dbać. Obiecałam sobie, że będę się ograniczać, tak jak robiłam to wcześniej.
Po śniadaniu zaczęłyśmy bardzo mozolnie przygotowywać się do wyjścia na miasto. Pomińmy to, że po podróży ani chwilę nie spałam... Zmęczone oczy zakrył makijaż, a z wewnętrznym zmęczeniem nietrudno było sobie poradzić, wystarczyła czarna kawa i zimny prysznic.
Tawney jak zwykle zrobiła ze mnie żywą lalkę. Uwielbiała mnie malować, zawsze, gdy gdzieś szłyśmy musiała nałożyć na mnie kilogramy makijażu, które ja zmywałam od razu, gdy się rozchodziłyśmy. Nie żeby nie podobało mi się to, co tworzyła, bo miała do tego duży talent, ale ja po prostu źle się czułam z taką ilością cieniu na powiekach, tuszu na rzęsach, w bronzerze, podkładzie i wszystkimi innymi rzeczami.
Po czasochłonnym robieniu make upa i układaniu włosów nadszedł czas na strój. Z tym zawsze był ogromny problem. Miałyśmy dosyć sporo ubrań, w końcu nie zarabiałyśmy tak mało, miałyśmy po prostu problem z tym, aby coś zaoszczędzić np. na nowe mieszkanie czy chociażby płyty i coś z czego można je odtwarzać, zawsze gdy miałyśmy pewną sumę pieniędzy musiałyśmy rozwalić je na ubrania, kosmetyki, papierosy czy chociażby narkotyki.
- W tych spodenkach wyglądasz genialnie! - powiedziała Tawny pokazując mi skórzane, ćwiekowane spodenki, które odsłaniały mi połowę tyłka.
- O nie, na pewno ich nie założę. Nie widzisz jak teraz wyglądam? Przez te dwa tygodnie na sto procent przytyłam, nie chcę żeby ludzie patrzeli na tę wielką dupę - odparłam z wielkim wręcz obrzydzeniem i wyciągnęłam z szafy zwiewną sukienkę w kolorze morskim, która sięgała mi prawie do kolan.
- Charlotte, byłaś w tym na zakończeniu roku w szkole. Myślisz, że ktoś poleci na strój zakonnicy? Poza tym przestań pieprzyć głupoty, wyglądasz świetnie, nie przytyłaś ani trochę.
Tawney strasznie nalegała na to, abym przystała na jej propozycję więc wolałam po prostu się na to zgodzić, mimo że czułam się niekomfortowo.
Tego typu problemy towarzyszyły mi odkąd tylko pamiętam. Zawsze miałam obsesję na punkcie swojej wagi.


*
Tawney 

Czasami nie rozumiałam tej dziewczyny. Jej gadka o wadze doprowadzała mnie do szału już od kilku lat, ale co mogłam na to poradzić? Nawet jakbym tysiąc razy dziennie mówiła jej, że jest szczupła i piękna to ona i tak wiedziałaby swoje. W tych czasach i w naszym zawodzie nie można mieć kompleksów.
- Gdzie chcesz iść? - spytała Charlotte, którą dosłownie całą drogę naciągała sobie te cholerne spodenki na pupę.
- Na Aleję Gwiazd, tam jest ciekawe towarzystwo - odparłam. 
Całą drogę przeszłyśmy o dziwo w ciszy, która nie była ani trochę krępująca. Po tylu latach życia ze sobą czasami potrzeba chwilowej przerwy od paplaniny, chociażby w trakcie spaceru. 
Przy którejś z naszych gwiazdek stała Giana, urocza koleżanka mojej Charlie, która była już na wykończeniu. Od kilku lat brała heroinę i chyba sama zdawała sobie sprawę z tego, że - jak to mawiała moja babcia - niebawem wyciągnie kopyta. Narkotyki tak zmasakrowały jej ciało, że nawet nikt nie chciał jej przelecieć, była tak chuda, wręcz odrażająca. 
- Tawney, może pójdziemy do jakiegoś klubu? - zaproponowała moja przyjaciółka.
Naturalnie poszłyśmy do jednego z najbardziej obskurnych barów w tej części miasta.
Usiadłyśmy na samym środku wielkiego pomieszczenia. Nasz stolik był cały poobdzierany i popisany markerami, nawiasem mówiąc ludzie, którzy chodzą do baru po to, aby pomazać sobie po stole muszą być bardzo porąbani. 
Rozejrzałam się dookoła. Za nami siedziało kilka dziewczyn naszego pokroju, przed nami paru kompletnie zalanych szczeniaków, a koło nas facet, który właśnie ładował sobie w żyłę, ogólnie mówiąc nikt warty uwagi. Nabrałam ochoty na to, aby porozmawiać z Charlie, ale ona była zajęta Gianą i opowiadaniem jej o swoich podbojach w Las Vegas. Nie żebym była zazdrosna...
Dziesięć minut później siedziałam wśród dymu i kilkudziesięciu podejrzanych typów powili pijąc swoje tanie piwo, które smakowało bardziej jak sok jabłkowy zmieszany z wodą gazowaną. Kiedy Charlotte powiedziała mi, że możemy iść brzmiało to jak wybawienie. 
- Jak trzyma się Giana? - spytałam z ironią, gdy przechadzałyśmy się wzdłuż Alei Gwiazd. 
- Wyśmienicie - odpowiedziała mi z uśmiechem. 
Stanęłyśmy pod jedną z palm i beztrosko gawędziłyśmy o dziewczynach stojących nieopodal nas. Czasami miło jest kogoś obgadać, to naprawdę ciekawe zajęcie. 
 - Tawny, spójrz na lewo, ten blondyn się na nas patrzy - mruknęła brunetka podchodząc bliżej mnie. 
Otóż to, obserwował nas wysoki blondyn w koszulce z napisem Ramones, miał krótkie i brudne włosy, właściwie to cały wyglądał na brudnego i zaniedbanego, ale kto by się tym przejmował? Nie czekając na moją przyjaciółkę podeszłam do niego i przedstawiłam się. Chłopak po chwili zawahania (musiał przypomnieć sobie jak ma na imię?) powiedział mi, że ma na imię Andy, po czym zaprosił mnie do baru. Tej nocy miałam już dosyć przesiadywania z ludźmi w stanie lekkiego napierdolenia, ale nie wypadało odmówić. Zgarnęłam jeszcze Charlotte spod palmy, po czym w trójkę weszliśmy do pobliskiego gniazdka. Tym razem było to coś znacznie lepszego niż poprzednia miejscówka wyhaczona przez Gianę.
Andy był strasznie gadatliwy. W dwadzieścia minut streścił nam całe swoje życie, na szczęście miło się go słuchało. Mieszkał w jakiejś małej klicie z kilkorgiem przyjaciół - punków i zarabiał układając towar w magazynie. W Los Angeles znalazł się pół roku temu, kiedy to zwiał z domu. To takie typowe... Masz dom, pieniądze i kochających rodziców, którzy mogą pomóc Ci w zapewnieniu sobie ciekawej przyszłości, ale Ty i tak wolisz uciec i włóczyć się po mieście, które jest takie samo jak każde inne i masz w nim 1% szans na to, aby się wybić.
- A Wy skąd się tu wzięłyście? - spytał zaraz po swojej opowieści o matce krawcowej.
- To ściśle tajne, wybacz - natychmiast odparłam. - W zasadzie to my powinnyśmy się zbierać, mamy dzisiaj w nocy dużo pracy. Chyba że jesteś zainteresowany to za sześćdziesiąt dolarów możemy zaprosić Cię do siebie - zaproponowałam i puściłam mu oczko.
- Chyba  nie rozumiem. Za co mam Wam zapłacić? - zapytał, po czym z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
- Za nas, jak to za co. To jak będzie?
- Bardzo chętnie, ale mam w portfelu tylko piętnaście dolarów, a odejmując kasę na drinki to zostaje mi ich tylko sześć.
- W takim razie musimy się pożegnać - powiedziałam i puściłam mu oczko.
Chwyciłam Charlotte za rękę i wyszłyśmy z baru. Znów stanęłyśmy pod palmami czekając na szczęście. Zmarnowałyśmy czas z tym chłopakiem, trzeba było wcześniej zapytać go o to, czy ma pieniądze, a tak to nie dość, że musiałyśmy tam bardzo długo siedzieć to jeszcze facet strasznie lubił paplać...
- Tak mi się nie chce dzisiaj nic robić... Najchętniej poszłabym teraz do domu, żeby pospać - wymamrotała Charlie.
Wcale jej się nie dziwiłam. Po podróży z Las Vegas ani na moment nie poszła spać, a w dodatku zaraz po przyjściu do domu sprzątała bałagan, który zrobiłam... Oczywiście nie musiała tego robić, miałam zamiar wszystko ogarnąć po południu, ale skoro postanowiła mnie wyręczyć...
- Wiem, też jestem zmęczona, ale musimy mieć pieniądze na czynsz. Popracujemy jeszcze trzy dni, a później możemy zrobić sobie przerwę - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Oh, spójrz na nią... - mruknęła pod nosem i spojrzała na parę idącą przed nami. Przystojny, siwowłosy mężczyzna w garniturze i lśniących butach szedł za rękę z wysoką, niesamowicie piękną i elegancką kobietą. Miała na sobie białą spódnicę do kolan, kremową koszulę, perły na szyi i kasztanowe włosy starannie spięte w koka. - Czasami chciałabym wyglądać i mieć życie takie, jak te wszystkie kobiety...
- One muszą być bardzo nieszczęśliwe, żyją w złotej klatce zapewnionej przez tego bogacza u ich boku i muszą uważać na każdy swój ruch. Zapewne czasami myślą sobie, że chciałyby być takimi dziwkami jak my, którym wszystko wolno - powiedziałam, po czym zaśmiałam się widząc grupkę mężczyzn nieopodal nas. To był nasz dzisiejszy łup.


6 komentarzy:

  1. Hej. Widziałam Twój komentarz u mnie, więc postanowiłam zajrzeć i... wkręciłam się w Twoją historię. Bardzo mi się spodobała i zapewne tu jeszcze zagoszczę ;)
    A tymczasem zapraszam do mnie na nowego bloga. Tak, o Seattle ;)
    http://old-good-disasters.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Kate. :)
      Wpadnę do Ciebie jak tylko skończę czytanie u Faith, żeby mi się wszystko nie pomyliło. xD

      Usuń
  2. Odpaliłam sobie Meat Loafa i jestem. XD
    Tak sobie słuchałam Bon Jovi aż tu nagle naszła mnie ochota na Don't Cry, to se włączam, ale chyba straciłam wątek, bo po chwili zorientowałam się, że leci Welcome To The Jungle. Wkurzyłam się, bo ta piosenka, niestety, wywołuje u mnie takie emocje, i pomyślałam o cudnym Meat Loafie. Och! A potem Elton John!
    ...Ale teraz Twój blog! XDDD Wybacz, ja zawsze tak nawijam o tym, co robię w komentarzach, czasem na początku, czasem na końcu, a innym razem w środku komentarza. XD Ale teraz przejdę do opowiadania!
    Jak mówiłam już na samym początku - bardzo mi się tu wszystko podoba, po prostu cud, miód, malina. Nawet Chuck i Tłuczek tak uważają, choć aktualnie Tłuczka z nami nie ma. Jednak i on został poinformowany o całej historii (co z tego, że dwa rozdziały? Są boskie!).
    No dobrze, ale na samym wstępie wypada się przedstawić - Faith, ale większość tutaj mówi Wikuś, Wiktoria, czy jakoś tak. Więc, jeśli chcesz, możesz po imieniu. XDDD
    Początek - sam wygląd jest uroczy. Podoba mi się ta biel, a już w szczególności z nagłówkiem z niebieskimi barwami. O! Elton i George Michael! To taka piękna piosenka. ;_____;
    Teraz coś o bohaterkach - powiem tak, do gustu przypadła mi Charlotte, jednak Tawney też bardzo lubię. Z tego co widzę są nawet opisy z zakadce z bohaterami. Rzuciłam na nie okiem już wczoraj w nocy, jednak to było po północy, więc nic nie pamiętam. XDDD A co najważniejsze - Johnny Depp! Jakoś wcześniej nie podzieliłam się z Tobą moją radością z powodu jego udziału w tym opowiadaniu, ale to pewnie przez tą kłótnię, w której z nim byłam. XDD Czasem tak się zdarza, cóż.
    Ale teraz mój ulubiony bohater - Christian! A dlaczego? Bo RICHARD GERE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! NORMALNIE MAM, KURWA, ZAWAŁ. XDDDDDDD Nie, koniec z tym, KONIEC. Kocham Richarda całym serduszkiem. Ostatnio nawet gadałam z koleżanką, że, kurde, fajnie by było, gdyby każdy bogaty (z naciskiem na bogaty, w naszym przypadku) mężczyzna był podobny do Richarda. XDDDDD Wtedy brałybyśmy ich. XDDDD Cholera, nie powinnam tego pisać. XDDD Ale jakie to byłoby korzystne, nie? I bogaty, i z urokiem Richarda Gere, i tak każdy. XDDDD
    No. O bohaterach powiedziałam, choć niektórzy jeszcze nie wystąpili to mam już zdanie. XD
    Piszesz cudnie, naprawdę. Jestem w Tobie zakochana, jak mówiłam przy prologu.
    Kurwa, przypomniało mi się coś jeszcze... Zupełnie nie związane z tematem, ale jednak... Cholera, nie powinnam wychodzić nigdzie z Weroniką ani razem z nią myśleć. XDDD
    Idę już, tak, przydałoby się. Poza tym nie potrafię się posługiwać nowym komputerem, ponieważ jest na nim Windows 8... Cóż.
    Także, do zobaczenia! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę... Prawie zeszłam na zawał jak zobaczyłam taki długi komentarz. ♥
      Ja też uwielbiam Richarda, to mój ulubiony aktor i mogłabym oglądać filmy z jego udziałem w nieskończoność. xD Kit z tym, że każdy znam już na pamięć.

      Dziękuje za te wszystkie pochlebstwa i do zobaczenia. :)

      Usuń
  3. Dobry, dobry. Przybywam, czytam i piszę komentarz.
    Na początek się przedstawię.
    Joanne Isbell- kiedyś Estranged Isbell-jeszcze wcześniej Estranged- a i przez parę chyba dni byłam Dreamer. xD
    W sumie, to jak Joanne to
    Asia. Po prostu.
    Co dalej co dalej.
    Wygląd. Bardzo fajny, chociaż ja preferuję błękitny z czarnym, co zresztą widać u mnie. xD Ale wszystko idealnie do siebie pasuje i podoba mi się.
    Bohaterowie...jedna pretensja. Czemu jest tylko Duff?! Gdzie reszta Gunsów? Będzie Izzy? XD
    Co do opowiadania to:
    Bardzo mi się podoba. Zostanę tu na dłużej i nie mogę się doczekać, aż to rozkręcisz.
    Zajebiście piszesz.
    Spodobała mi się Tawney, nie lubię jednak Charlotte. Oprócz tego, że mam złe skojarzenia z tym imieniem, jej zachowanie i ona cała ogółem nie przypadła mi do gustu. Oprócz tego, że jest dziwką, zachowuje się wlaśnie jak taka typowa dziwka i do tego prywatna. I jeszcze ma przejawy anoreksji. No, a co będzie jak ten cały Joseph ją porzuci? (czemu mam skojarzenie z Joe Perrym? Zbiezność imienia? Anthony Joseph Pereira?)
    Potem mamy wysokiego blondyna, o którym myślałam, że jest Duffem. A może to jest Duff, który przedstawił się jako Andy? Raczej nie. xD
    Kończę swoje wywody, bo muszę iść na obiad. xD Do następnego rozdziału! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Joanne :D
      Co do bohaterów to nie planuję pisania o całym zespole tylko skupię się na Duffie, Izzy'ego raczej na sto procent nie będzie, a jeśli już miałby się pojawić to tylko epizodycznie, może w jednym rozdziale.
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz. ;)

      Usuń