11 maja 2015

1. Chcę bawić się dzisiejszej nocy, chcę łamać zasady.

wrzesień 1984
Stany Zjednoczone, Kalifornia, Los Angeles

Tawney 

        Charlotte od trzech dni szalała w Las Vegas, a ja ciężko pracowałam na to, aby nie umrzeć z głodu. Czułam niewielką zazdrość związaną z tym, że przytrafiło jej się coś tak korzystnego, mi nigdy nie udało się znaleźć  kogoś w rodzaju tymczasowego sponsora. Moje "znajomości" kończyły się po jednej nocy, nigdy nie miałam nikogo na dłużej.

Pozostało mi tylko spędzanie czasu przed lustrem, szykując się do wyjścia na bulwar Los Angeles. Mocny makijaż, wysokie szpilki i strój, który więcej odkrywał niż zakrywał. Tego dnia postawiłam na króciutkie dżinsowe spodenki, czarny, skórzany a' la gorset do połowy brzucha oraz czerwone szpilki. Włosy jak zawsze miałam rozpuszczone i lekko pofalowane.
Przed wyjściem z mieszkania wyciągnęłam spod łóżka dziesięć dolarów, które upchnęłam do kieszeni spodenek, po czym wyskoczyłam przez okno, dziękując Bogu za to, że mieszkamy na parterze. W przeciwnym razie musiałabym zabierać ze sobą cokolwiek, co nadawałoby się do schowania kluczy, a jest to strasznie niewygodne. To ciągłe zastanawianie się czy z torebki nic nie ubyło i czy na pewno wisi na moim ramieniu...
         Kilka metrów od domu natknęłam się na grupkę podejrzanie wyglądających facetów. Jeszcze kilka lat temu zrobiłabym wszystko, aby tylko ich ominąć i nie musieć kulić się ze strachu po jednym spojrzeniu czy komentarzu typu "Dasz mi dupy?", ale po tak długim czasie spędzonym na błąkaniu się po najgorszych dzielnicach Los Angeles przywykłam do tego typu zjawisk. W słynnym Sunset Strip roiło się od dilerów, biedaków i ludzi, którzy łudzili się, że w Kalifornii zdobędą sławę i pieniądze. Kiedyś byłam jedną z nich, ale przez ten czas zdążyłam przyswoić to, że rzekome Miasto Aniołów jest tylko kolejnym, gównianym miastem w Stanach i nie ma w nim niczego nadzwyczajnego. Może tylko klienci są głupsi i dają mi więcej pieniędzy za moje usługi.

        Oparłam się o jedną z palm i czekałam na pierwszego lepszego mężczyznę, którego widok nie przyprawiłby mnie o mdłości. W mojej sytuacji finansowej nie powinnam mieć żadnych wymagań dotyczących kwestii wizualnych, ale mimo to miałam swoje granice.
- Ile  bierzesz? - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam strasznie wysokiego bruneta wyglądającego jak typowy tutejszy "rockman". Nie był zły.
- A na ile mnie wyceniasz? - spytałam z cwanym uśmiechem.
- Sześćdziesiąt? - zaproponował i również oparł się o palmę znajdując się niecałe pół cala ode mnie.
- Niech będzie.
- W takim razie chodźmy do mnie - powiedział i chwycił mnie za rękę.
Na szczęście nie mieszkał daleko od mojego wcześniejszego miejsca położenia, bo czułam, że w tych butach daleko bym nie zaszła. Po mniej więcej dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Domek z zewnątrz wyglądał całkiem uroczo, można było pomyśleć, że zamieszkuje go starsza pani z kotami. W środku było nieco gorzej, chociaż ja i tak przywykłam do gorszych warunków. Jedyną rzeczą, która przykuła moją uwagę była niesamowita ilość płyt winylowych leżąca na szafce tuż obok gramofonu.
Nie mogłam się powstrzymać i od razu podeszłam bliżej, aby przyjrzeć się tym perełkom.
- Niedawno byłem na ich koncercie, są zajebiści na żywo - powiedział brunet, gdy oglądałam okładkę jakiejś płyty Iron Maiden.
- Ee, przepraszam. Przejdźmy do rzeczy - nieco się zmieszałam, gdy przypomniałam sobie o tym, że jestem u obcego człowieka, a zachowuję się tak, jakbym przebywała u dobrego znajomego.
- Nie krępuj się - odparł i uśmiechnął się. - Masz jakiś ulubiony zespół? Czy coś w tym rodzaju...? - zapytał. Okej, z czymś takim rzadko kiedy się spotykałam. Pogawędka o muzyce? A czas?
- Nie słucham muzyki. Czasami uda mi się coś usłyszeć, gdy sąsiedzi chcą zagłuszyć pewne odgłosy, albo gdy akurat mi się poszczęści i mogę spędzić dłuższy czas w jakimś klubie - nad czym naturalnie strasznie ubolewałam. Gdy już miałam okazję do przysłuchiwania się temu, jak ktoś gra na instrumentach czy śpiewa to byłam w siódmym niebie. Naprawdę bardzo to lubiłam, ale nie miałam pieniędzy na płyty, a tym bardziej na coś, dzięki czemu mogłabym je odtworzyć.
- Jak chcesz to możemy czegoś posłuchać - zaproponował, a ja mimowolnie spojrzałam na niego jak na głupca.
- Płacisz mi siedemdziesiąt dolarów za godzinę, a nie za całą noc, jeżeli nie chcesz zbankrutować to nie sil się na uprzejmość, tylko powiedz mi co mam robić - powiedziałam i usiadłam na stole w starannie wyćwiczonej pozie.
- Skoro tak wolisz... - wymamrotał, po czym wziął się do roboty...

*

Stany Zjednoczone, Nevada, Las Vegas

Charlotte

     
        Noc po trzecim dniu pobytu w Mieście Grzechu zaliczała się do jednej z tych, o których zawsze marzyłam. W szarej sukience i czarnej skórzanej kurtce wyszywanej ćwiekami, którą sprezentował mi Joseph wybrałam się na "podbój" tego pięknego miasta. Joe pozostał w hotelu i kazał mi dobrze się bawić. Zachowywał się jak mój tata. Zastanawiałam się czy wziął mnie ze sobą po to, abym faktycznie była jego prywatną dziwką czy po to, aby móc chociaż przez chwilę mieć córkę.
Dawał mi pieniądze, kupował mi ubrania, ciągle pytał czy dobrze się czuję i czy niczego mi nie brakuje. Nie Joseph, możesz być pewien, że mając do dyspozycji apartament w Golden Nugget, fundusze i pokojówki jestem w pełni usatysfakcjonowana.

- Dokąd jedziemy? - zapytał kierowca taksówki.
- Gdzieś, gdzie będzie zajebiście. Zdaję się na Pana - odparłam i uśmiechnęłam się do starego, siwowłosego faceta, który zaraz po moich słowach ruszył z piskiem opon.
Podziwiałam to piękne miasto z nosem przyklejonym do szyby i nie mogłam wyjść z podziwu. Naprawdę byłam w Las Vegas, naprawdę od kilku dni żyłam jak królowa!
Co chwilę mijaliśmy kasyna, hotele, restauracje, kluby, wszystko błyszczało, wszędzie paliły się światła. Na ulicach gościł przepych, wszystko wyglądało na ekskluzywne i bogato urządzone, było całkiem inaczej niż w Los Angeles, które znałam.
Nim zdążyłam w pełni nacieszyć oczy widokiem za szybą dojechaliśmy na miejsce. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z taksówki, od razu idąc się w stronę klubu.   
Gdy tylko tam weszłam nie wiedziałam gdzie podziać oczy. Dosłownie wszystko przyciągało wzrok. Wszechobecne neonowe światła, pijani ludzie, przystojni mężczyźni, skąpo ubrane kobiety, hektolitry alkoholu i dym papierosowy, który drażnił oczy. Poczułam się jak w domu.
Podeszłam do barku i zamówiłam kieliszek wódki na dobry początek. Joseph prosił o to, abym nie piła zbyt dużo i w sumie powinnam go posłuchać, bo po alkoholu zupełnie traciłam nad sobą kontrolę, ale kto myślałby o konsekwencjach? Tym bardziej, że, gdy tylko opróżniłam zawartość kieliszka dosiadł się do mnie słodkooki pan, którego wygląd dawał wyraźne znaki świadczące o grubym portfelu i postawił mi drinka. Za trzynaście dolarów!
Facet miał krótkie, ciemne włosy i niczym nie wyróżniający się strój, ale te sygnety... i zegarek i złoty naszyjnik na szyi...
Przedstawił się jako Olivier i nieudolnie próbował mnie zbajerować.
- Chciałbym, żebyś poszła ze mną do domu - powiedział i uśmiechnął się licząc na to, że się zgodzę.
- A ja chciałabym poznać to miasto, a nie siedzieć w Twoim domu.
- Mam bardzo ładny dom, spędzanie w nim czasu to czysta przyjemność.
- Jeżeli pokażesz mi wszystkie ciekawe miejsca w Las Vegas to później Cię odwiedzę, ale ostrzegam, że nie dostaniesz niczego za darmo - odparłam i zaśmiałam się.
- Myślę, że oprowadzenie Cię po całym moim mieście będzie dobrą zapłatą za jedną noc.
- A ja myślę, że jestem droższa i bycie moim przewodnikiem nie jest wystarczającą zapłatą - powiedziałam i dopiłam swojego drinka.
- A ja myślę...
- Oj przestań już. Poszukam innego frajera - przerwałam mu i chciałam wstać, ale złapał mnie za ramię.
- Niech już będzie. Idziemy? - spytał, a ja naturalnie się zgodziłam, po czym wyszliśmy z tego świetnego miejsca.  Olivier zatrzymał się przed czerwonym Kabrioletem i zaprosił mnie do środka.
- To Twój samochód? - spytałam z podziwem.
- Pożyczyłem go - odparł i uśmiechnął się. - Na zawsze - dodał, a ja rozsiadłam się na przednim siedzeniu.
- W  jakiej branży pracujesz?
- W branży gangsterskiej, skarbie - odpowiedział i położył dłoń na moim odsłoniętym kolanie.  - Przeszkadza Ci to?
- Ani trochę.
Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym Olivier ruszył. Jechaliśmy z taką prędkością, że dosłownie wciskało mnie w fotel i modliłam się o to, aby przeżyć. Wizja oglądania Las Vegas zza szyby drogiego samochodu, którego kierowcą jest przystojny facet poszła się pieprzyć, tak samo jak moje dobre samopoczucie.
Dopełnieniem tego wszystkiego był radiowóz, który jechał tuż za nami i wysyłał nam znaki świadczące o tym, że mamy się zatrzymać.
- Powinieneś się zatrzymać - wymamrotałam. - Masz chociaż prawo jazdy?
- Jeśli się zatrzymam to oboje wylądujemy na komisariacie. Bez obaw, zaraz ich zgubię - powiedział i jeszcze bardziej przyspieszył. Boże, to auto naprawdę może jechać jeszcze szybciej?
        Po jakiś dziesięciu minutach, które dłużyły się w nieskończoność zatrzymaliśmy się w cichej i pustej uliczce pomiędzy starymi kamienicami.
- Jesteś szalony - powiedziałam z podziwem i wysiadłam z samochodu, gdy tylko Olivier otworzył mi drzwi. Okolica wyglądała naprawdę mrocznie.
- Mam nadzieję, że Ty też - odparł i objął mnie w talii.
Udaliśmy się do jednej z kamienic. W klatce śmierdziało papierosami i wilgocią, a na ścianach namalowane były rysunki przestawiające ludzi i jakieś cytaty. Chciałam zapytać się bruneta dokąd mnie prowadzi, ale ostatecznie z tego zrezygnowałam. Grzecznie szłam za nim na trzecie piętro, a  później grzecznie weszłam do mieszkania o numerze 7, zastając tam nie lepsze warunki niż te, panujące na korytarzu, ale kto by się tym przejmował? Mój dom zapewne wyglądał gorzej. Ten miał przynajmniej kilka pomieszczeń i w miarę ładne ściany.
Olivier posadził mnie na stole, a później wyciągnął z szafki kilka woreczków z kokainą.
- Mam nadzieję, że nie jesteś nowicjuszką w tych sprawach. Nie chcę męczyć się ze zwłokami. - powiedział i zaśmiał się, po czym gwałtownym ruchem położył mnie na stole, chociaż lepiej byłoby powiedzieć, że przygrzmocił mną o stół, a później podciągnął moją sukienkę i usypał sobie dwie kreski na moim odsłoniętym brzuchu.
Gdy już skończył to błogo się do mnie uśmiechnął i wsadził mi drugi woreczek do stanika błądząc przy tym dłońmi po całej mojej klatce piersiowej.
Szybko zrobiłam to samo co on. Nie żebym była fanką narkotyków, ale kto normalny odmówiłby sobie darmowego ćpania?
- Teraz możemy udać się na wycieczkę po Las Vegas - powiedział Olivier i pociągnął mnie za rękę. Wyszliśmy z kamienicy, wsiedliśmy do tego boskiego i niesamowicie szybkiego samochodu, po czym odjechaliśmy, aby bawić się w Mieście Grzechu do białego rana.

*

           Gdy tylko otworzyłam oczy ujrzałam Josepha, który nachylał się nade mną i prawił mi morały. Naturalnie bolała mnie głowa i czułam się gorzej niż źle, ale kto by narzekał mając w głowie tak piękne wspomnienia?
- Oj, moje dziecko, ale się urządziłaś... A mówiłem Ci, żebyś tyle nie piła. Bardzo źle się czujesz? - zapytał i podał mi szklankę wody oraz tabletkę.
- Jest w porządku. Co będziemy dzisiaj robić?
- Za dwie godziny będę musiał wyjść, ale powinienem wrócić przed osiemnastą więc mogę Cię zabrać na kolację albo do teatru - zaproponował. - A teraz opowiedz mi co robiłaś w nocy - dodał i usiadł obok mnie.
- Hm, tej nocy czułam, że żyję. Poznałam całkiem miłego faceta, miał na imię Olivier, zabrał mnie na przejażdżkę, pokazał mi wszystkie ciekawe miejsca. Odwiedziliśmy chyba z pięć klubów! Wszędzie było mnóstwo ludzi, każdy był miły i przyjazny. Poznałam chyba z dwadzieścia osób! Byliśmy też w kasynie, w jakimś parku. Jeździliśmy po tych pięknych ulicach, wszystko błyszczało. Boże, tu jest po prostu bosko. Myślałam, że Los Angeles jest rozrywkowym miastem, ale w porównaniu do Las Vegas wypada bardzo nudnie. - powiedziałam z ogromną ekscytacją. Joe tylko się uśmiechnął, po czym zadzwonił do hotelowej restauracji, aby zamówić mi śniadanie. W oczekiwaniu na pana, który miał przynieść mój omlet zdążyłam się wykąpać i wysuszyć włosy.
Gdy wyszłam z łazienki przy stole czekał na mnie Joseph i pachnące jedzenie.Gdy tylko usiadłam na krześle zaczął mówić i mówić, jak to miał w zwyczaju.
- Charlotte, bardzo Ci zazdroszczę tego, że masz takie możliwości. Żyjesz w czasach pokoju. Ja w Twoim wieku nawet nie marzyłem o tym, aby bawić się do tak późna i pić alkohol. Jesteś dobrą dziewczyną i żal mi patrzeć na to, jak żyjesz. - powiedział i złożył dłonie w kształt piramidki.
- Czego ci żal? Ja lubię swoje życie - odparłam i wzięłam w dłonie nóż i widelec, chociaż miałam straszną ochotę na to, aby zjeść za pomocą rąk...
- Skarbie, jak możesz je lubić? Nie chciałabyś żyć na jakimś poziomie? Mieć normalną pracę, normalny dom i normalnego mężczyznę przy sobie?
- Oczywiście, że bym chciała, ale sama jestem sobie winna, to moja wina, że moje życie wygląda tak, jak wygląda. Zaakceptowałam je.
- I nie chcesz dążyć do żadnych zmian?
- Nie mam jak do nich dążyć. Chciałabym pójść na studia, ale nie mam na nie pieniędzy, nie mam kompletnie niczego. Nie chcę pracować jako sprzątaczka albo magazynierka. To strasznie męczące i zajmuje dużo czasu, w dodatku otrzymywałbym mniejsze pieniądze niż za to, co robię teraz.
- Mam nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie na ten temat i zaczniesz działać... - wymamrotał. - Jedz już, bo Ci wystygnie. 

       

3 komentarze:

  1. O rany, nareszcie znalazłam czas, żeby wpaść i przeczytać. Przepraszam, że tyle to trwało, ale ostatnio strasznie zawalam z moją aktywnością (no ok, zawsze zawalałam ;_;).
    Ok, jako że nie chce ci zostawiać jakiegoś strasznego badziewia to wszystko wypunktuje, może jakoś lepiej to wyjdzie. xD
    1. Bardzo mi się podoba wygląd. Takie proste i przejrzyste szablony są najlepsze. :D
    2. Akcja w Los Angeles była genialna, ale to, co się działo w Las Vegas to po prostu... cud, miód, kremówki. xD Uwielbiam takie imprezowe klimaty, to szaleństwo, gangsterów, to wszystko jest na moim pierwszym pierwszym miejscu, na równi z hipisami. xD
    3. Cóż, jak mniemam Charlotte i Tawney to prostytutki. Nieźle, ciekawe jak to wszystko się dalej ułoży.
    4. Olivier mnie przeraża. W tym barze był wnerwiający, później jeszcze z tymi narkotykami...
    Czekam na ciąg dalszy, mam nadzieję, że uda mi się przeczytać w miarę szybko, a nie tak jak teraz. ;_; Jeszcze raz przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :)
    Natknęłam się na Twoją postać na blogu iIsbell.
    Pozwoliłam sobie sprawdzić Twoją twórczość i przeczytałam ten jeden rozdział, jaki dodałaś. Muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Wybrałaś intrygujący temat i sądzę, że bohaterowie również wniosą pikanterii i zabawy do opowiadania.
    Po jednym rozdziale za wiele nie powiem, gdyż nie wiem zbyt dużo. Na początek muszę przyznać, ze Szarlotka Ci się udała. Sądzę, że mogłaby zostać moją ulubioną postacią jak i przesympatyczny Joe (dobrze kojarzę?), który się nią opiekuje.
    Rozdział dodałaś wieki temu, więc mam nadzieję, że wkrótce coś się pojawi. Obserwuję, więc do zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli jednak jestesmy w latach osiemdziesiątych. I świetnie! Czyli mamy dwie prostytutki... Ciekawa jestem, co dalej więc...

    OdpowiedzUsuń